Ile dobrych albumów w dyskografii Linkin Park?
- Michał Arkit
- 1 paź 2017
- 6 minut(y) czytania
Każdy z nas, słuchaczy metalu, zaczął jakoś swoją przygodę z tym świetnym gatunkiem. Wiele osób zakochało się w nim po usłyszeniu Linkin Park - w końcu to jeden z najpopularniejszych zespołów w tym gatunku, który nierzadko pojawiał się nawet w najbardziej znanych rozgłośniach radiowych i stacjach muzycznych. Ma on również swoich przeciwników, którzy nie akceptują zmiany brzmienia grupy i twierdzą, że "po Meteorze się sprzedali". Czy takie myślenie jest słuszne? Rzućmy okiem na dyskografię Linkin Park i przekonajmy się sami.
Hybrid Theory - 2000

Za datę debiutu tej grupy można uznać rok 2000, kiedy to światło dzienne ujrzało ich pierwsze wydawnictwo - Hybrid Theory. Przy tej płycie na pewno wielu z Was, czytelników wraca wspomnieniami do starych czasów, bo ten album się zapętlało! Z perspektywy czasu nie należy do arcydzieł, ale na pewno miał "to coś w sobie". Chwytliwe utwory, mieszanka wielu różnych gatunków (nu metal, elektronika, rap, ale też popowe wstawki nadające melodyjność i wspomnianą wcześniej chwytliwość), no i co by nie powiedzieć - ostrość brzmienia. Wokale Chestera były naprawdę solidne, a lekko mroczne instrumentale z surowymi gitarami, chociaż proste, wpadały w ucho nawet fanom dużo cięższej muzyki. Dla wielu metalowców ten albumik jest swego rodzaju kamieniem milowym i myślę, że nie ma nikogo, kto by choć raz nie nucił pod nosem kawałków z Hybrid Theory.
Reanimation - 2002

Zanim przejdziemy do drugiego, równie ikonicznego wydawnictwa, zatrzymajmy się na chwilę przy małym przerywniku w dyskografii Linkin Park. Jest to remiksowy album, pt. Reanimation. Przez krytyków przyjęty raczej jako odgrzewany kotlet i nic, czym warto sobie zaprzątać głowę, ale z drugiej strony jest dużo powodów, za które można polubić to wydawnictwo. Przede wszystkim - nowe oblicze znanych kawałków, spójrzmy np. na mojego faworyta jakim jest "Wth>You", czyli zremiksowane i wzbogacone o rapową zwrotkę "With You". Przy tym remixie oryginał wydaje się pusty, jakby pozbawiony wyrazu, także punkty dla Linkin Park za "ubogacenie" Hybrid Theory. Kolejny plus - współpraca z innymi rockowymi artystami, którzy wtedy królowali na scenie w swoim gatunku. Do najciekawszych gości należą tutaj Jonathan Davis, wokalista zespołu Korn oraz Stephen Richards, wokalista i gitarzysta sławnej wówczas nu-metalowej grupy Taproot z hipnotyzującą zwrotką w "P5hng Me Aw*y". I chociaż Reanimation to tylko przerywnik, moim zdaniem jest on warty uwagi i warto poświęcić chwilkę na sprawdzenie.
Meteora - 2003

Najbardziej znana płytka Linkin Park, która tak samo jak Hybrid Theory jest czymś, co każdy zna i było zapętlane przez wielu metalowców i nie tylko. Personalnie uważam nawet, że to wydawnictwo stoi odrobinę wyżej niż poprzedni studyjny album, jest bardziej dopieszczone i melodyjne niż hybryda. Ale to już kwestia preferencji. Tak samo jak trzy lata temu, na Meteorze również znajdziemy kilka chwytliwych przebojów pokroju "Numb" czy "Faint", ale też wiele bardziej złożonych kawałków z niewątpliwie zapadającymi w pamięć riffami, takie jak "Hit the Floor" czy "Figure.09". Ciekawostką jest też rapowy utwór "Nobody's Listening", gdzie przeważa głos Shinody. Chociaż większość fanów nie przepada za tym wałkiem, nie można powiedzieć, że jest zły - technika jak najbardziej na poziomie, a Linkin Park buduje tutaj solidny, lekko industrialowy klimacik. Podsumowując, mamy sporo fajnych numerów, a całe wydawnictwo to udany następca HT.
Minutes to Midnight - 2007

I tutaj zaczyna się przygoda Linkin Park z eksperymentami, ale też niejako z dorastaniem zespołu. Można też kolokwialnie powiedzieć, że wyszli z podziemia - ta płyta brzmi dużo bardziej "studyjnie", a mniej na niej undergroundowego klimatu, z którym mieliśmy do czynienia przez poprzednie trzy wydawnictwa. Czego zatem możemy się spodziewać po MtM? Na pewno większa przewaga melodyjności nad agresją, chociaż niepozbawieni jesteśmy brutalnych, wywołujących ciarki screamów Chestera w "Given Up" czy "Bleed it Out". Pojawia się dużo melancholijnych utworów, takich jak "Hands Held High", "The Little Things Give You Away" czy nawet "Leave Out All The Rest", które ciężko już nazwać stricte metalowymi piosenkami, ale na pewno są to utwory dojrzałe i bardzo wymowne. I tak można określić w sumie cały album. Jest to dojrzalsze oblicze Linkin Park, które ma wbijać w fotel emocjonalnością brzmienia, a nie ostrością gitar. Na pewno nie wyszło ono źle, bo Minutes to Midnight dalej potrafi przyciągnąć słuchacza.
A Thousand Suns - 2010

Ten krążek podzielił fanów amerykańskiej formacji. Dużo więcej eksperymentów, praktycznie całkowita zmiana brzmienia, ale gdzieś przy słuchaniu czuć ten charakterystyczny "Linkin Park vibe". I możecie się ze mną kłócić, w końcu ATS jest różnie odbierane, ale jak dla mnie nic nie można tej płycie zarzucić. W dalszym ciągu te kawałki brzmią dobrze technicznie i wpadają w ucho, a przede wszystkim brzmią "pełniej" - rozumiem przez to określenie fakt, że nie mamy takiej surowości jak przy Hybrid Theory, ale takie jakby "ubogacenie" każdego pojedynczego utworu, wprowadzenie różnych ciekawych smaczków, które są naprawdę dobre i dopełniają wydawnictwo. Pod względem dopracowania jest to chyba najbardziej dopieszczona płyta Linkin Park, chociaż nie każdemu może odpowiadać klimat piosenek. Ciężko uznać tą płytę za złą, jest po prostu inna od reszty.
Living Things - 2012

Troszkę ze zgrzytaniem zębów podchodzę do tej płyty Linkin Park, bo tutaj rzeczywiście możemy mówić o tym, że pop przeważa nad rockowym brzmieniem. Ale spójrzmy jednak bez patrzenia na gatunki, czy jest to zły album? Widać i słychać na nim Linkin Park, a w kawałki - jak zawsze zresztą - można się zatopić. Doskwiera jednak brak ciężkości i cholerna prostota brzmienia. Owszem, jest chwytliwie, fajnie i nie słucha się tego źle, ale jednak pod względem muzyki troszkę "pusto" na Living Things. Nie ma tego Linkin Park w pełnej krasie, dopadła ich przeciętność i brakuje oryginalności, za którą w końcu Linkin Park pokochaliśmy. Chociaż jako spokojniejsza płytka to wydawnictwo zdecydowanie się nadaje i pod względem technicznym nie ma się do czego przyczepić, mamy prawo spodziewać się od chłopaków czegoś więcej. I tutaj, niestety, lekkie rozczarowanie.
Pozwolę sobie pominąć Recharged, bo ciężko traktować to jako ramowe wydawnictwo Linkin Park. Jest to kompilacja remiksów, które nie zostały wykonane przez chłopaków z tej grupy (w przeciwieństwie do Reanimation), chociaż pojawiają się nowe zwrotki oraz otrzymujemy nowy kawałek, pt. "A Light That Never Comes". Więc od jakichkolwiek opinii na temat tego albumu w dniu dzisiejszym się wstrzymam.
The Hunting Party - 2014

Płyta bardzo wyczekiwana przez wszystkich fanów, bowiem zapowiadała powrót do korzeni. Jednak tutaj warto zaznaczyć, że ponowny "fokus" na rockowych brzmieniach to nie jest to samo co Hybrid Theory czy Meteora. I rzeczywiście, jest ciężej, mamy do czynienia z mocnymi kawałkami takimi jak "Keys to the Kingdom" czy "War", gdzie Chester drze się jak za starych czasów, ale instrumentalnie jest dużo inaczej. Znowu mamy do czynienia z dojrzewaniem zespołu, który nie brzmi już tak garażowo jak kiedyś. Pod względem melodii jednak The Hunting Party jest bardzo intrygujące - kompozycje są naprawdę świetne, szczególnie w takich kawałkach jak "A Line in The Sand" czy "Mark the Graves", gdzie nie mamy do czynienia z przewijającą się i charakterystyczną prostotą, tylko z dużo ambitniejszymi instrumentalami. Znajdą się jednak proste, radiowe i lekko spokojniejsze single, takie jak "Until It's Gone" czy "Final Masquerade", które również wpasowują się w to "dorosłe" oblicze Linkin Park. Nie można też zapomnieć o świetnych gościach - takie nazwiska jak Daron Malakian czy Tom Morello mówią same za siebie.
One More Light - 2017

Ilość hejtu, jaka spadła na ten album, jest naprawdę ogromna. Krytycy zjechali One More Light od góry do dołu, wytykając niedoskonałości i "popowość" tej płyty. I sam nie zamierzam tutaj jakoś usprawiedliwiać chłopaków z Linkin Park, bo wiemy dziś z perspektywy czasu, jak wielkie znaczenie i jaki przekaz miała mieć ta płyta. Można ją nazwać pożegnaniem Chestera Benningtona ze światem, co widać po mimo wszystko dość smutnej atmosferze albumu, jak i samych tekstach. Ale muzycznie brzmi to jak zlepek różnych kawałków, nie ma całości i jedności. Nie ma też tego Linkin Park, które można było usłyszeć na wszystkich poprzednich płytach - przy odsłuchu One More Light nie sposób pozbyć się wrażenia, że ktoś podmienił kawałki. W końcu "drop" w "Sorry For Now", "cykacze" charakterystyczne dla rapowych bitów w "Good Goodbye" czy lekki powiew country w "Sharp Edges"? Owszem, mają prawo zmienić swój styl i brzmienie, ale ostatnie wydawnictwo w ogóle nie jest tym, co Linkin Park budowało przez przeszło kilkanaście lat. Widać to jedynie w pojedynczych utworach, pt. "Talking to Myself" i "Halfway Right". Z całym szacunkiem do tego bandu i ich świętej pamięci wokalisty, ale nie czuć, że jest to ich dzieło.
Jak podsumować teraz dyskografię Linkin Park? Jak teraz zebrać do kupy prawie 20 lat ich grania, jeśli każdy album jest zupełnie inny? I jaka jest odpowiedź na zawarte w tytule pytanie? Moim zdaniem o tej grupie nie można powiedzieć, że jedynymi dobrymi płytami wydanymi przez nich są Hybrid Theory i Meteora. Dyskografia Linkin Park kryje w sobie dużo więcej ciekawych smaczków i nawet te słabsze brzmieniowo albumy niosą ze sobą sporo dobrych kawałków, a pod pewnymi względami można je docenić bardziej niż dwa pierwsze studyjne wydawnictwa. Nie należy zatem całkowicie przekreślać tego zespołu, bo każda płytka niesie coś ciekawego, nawet jeśli brzmi sporo inaczej niż poprzednie.
A Wy co sądzicie o Linkin Park? Jesteście fanami czy wręcz przeciwnie? I co wpadło Wam w ucho w ich dyskografii? Jak zawsze dyskusja mile widziana ;)
Kommentare