top of page

Suicide Silence - The Cleansing - Recenzja

  • Patryk Sokołowski
  • 17 wrz 2017
  • 2 minut(y) czytania

Znowu przyszedł czas na kontrowersyjne zespoły i opinie na ich temat. Mianowicie Suicide Silence. Lubię ich. Nagrali świetny debiut, który dziś obchodzi 10-lecie. Chciałbym w tym poście skupić się tylko i wyłącznie na tym debiucie, więc z góry powiem, że tak ich nowy album jest słaby, a ''You only live once'' mogli nie nagrywać. To wszystko? Mogę już przejść dalej?... Dziękuję.

 

Wypadałoby zacząć od tego czym ten album jest. Generalnie podpisujemy go pod deathcore czyli mix death metalu, nu-metalu i hardcore'u, którego struktura opiera się na niskich strojeniach, rytmicznych riffach i agresywnej perkusji w death metalowym stylu. Elementem szczególnym tego gatunku są tzw breakdowny, czyli moment w utworze, w którym po buildupie, następuje zwolnienie tempa i skorzystanie z gitary jako instrumentu perkusyjnego, wybijając na niej rytm, najczęściej na pierwszych progach gitary. Breakdown jest najczęściej, najcięższym elementem utworu i mimo, że prosty - nadaje dużo ciekawej dynamiki. Co do albumu, wiele nie trzeba mówić, wygląda mniej więcej tak jak opisałem wyżej. Nie jest to winą zespołu, gatunek w tamtym czasie dopiero się rozwijał, ba, Suicide Silence jest prekursorem deathcore'u i ten własnie album ludzie biorą za wzór i często się nim inspirują pisząc taką muzykę.

 

Na górze chłopcy z czasów nagrywania ''The Cleansing'', a na dole po śmierci wokalisty, zdjęcie panów z 2016 roku, do promocji albumu ''Suicide Silence''

 

Jeśli miałbym przejść do konkretnych rzeczy, to przede wszystkim wspomnę o wokalu. Wokalista, bowiem nie ma szerokiej skali ekspresji i używa słabych technik tzn. inhale'i czyli wciąga powietrze i wydobywa niski scream oraz tzw. ''cup the mic'' czyli kurczowe trzymanie głównej części mikrofonu, co w efekcie daje nam troche ''brutalniejsze'' brzmienie, co nie brzmi do konca dobrze i jest potępiane. Mimo tego, wokalista jest bardzo unikatowy, jego głos można rozpoznać przy pierwszym odsłuchu czegokolwiek i nie pomylić z nikim innym. Większość utworów skupia się na jego wysokich screamach przez co dla nowych osób w tym gatunku może to być nie do słuchania. Po kilku odsłuchach jest dużo lepiej. Co do gitar i sekcji rytmicznej, nie ma co sie wiele rozpisywać. Ton gitar nie jest zbyt przejrzysty, co dodaje brutalności i nadaje albumowi taki oldschoolowy vibe. Jeśli chodzi o technikę, to poza faktem, że na albumie są chyba z 2 solówki, to rytmicznie album jest na bardzo dobrym poziomie, Mark i Chris napisali stertę riffów, które zapadają w pamięć jak np w ''Unanswered'' i ''Hands of a Killer''. Basu tu niewiele słychać, więc się nie wypowiem, ale za to perkusja jest już ciekawsza. Mimo, że nie jest to nic odkrywczego, to Alex wiedział jak wprowadzić delikwenta w headbanging i mosh. Na albumie znajdziemy blastów i tuca tuca bez liku, ale gdy przychodzi wolniejsza partia albo breakdown, to Alex daje z siebie wszystko i słychać od niego bardzo dużo unikalnego grania.

 

''The Cleansing'' dla korowców jest kultowy do tego stopnia, że Suicide Silence zdecydowali się na pojechanie w trasę z okazji dziesięciolecia i zagranie albumu w całości podczas każdego koncertu!

 

Podsumowując. Jeśli chodzi o deathcore'owe albumy to ten album to absolutny klasyk i pozycja obowiązkowa. Fanom cięższych brzmień ogólnie, też powinien się spodobać, ale niczego nie obiecuję. Sterta solidnego grania z korowym pazurem i szczyptą monotonii.

 

Moja ocena: 8/10

Comments


Ważne:

Created By Patryk Sokołowski

bottom of page