Radar premier - 29.09.17
- ilemetali
- 30 wrz 2017
- 4 minut(y) czytania
Koniec września, wszyscy już nie mogą się doczekać października i masy nowych, dobrych płyt, które niewątpliwie czekają nas w tym miesiącu. Zostając jeszcze jednak we wrześniu, spójrzmy, co nam zgotowały zespoły muzyczne z różnych stron. A jest w czym wybierać!
36 Crazyfists - Lanterns gatunek: metalcore, alternative metal; wydawnictwo: Spinefarm Records

Ósmy studyjny album grupy metalcore'owców z Alaski jest jednym z tych, który nie wyróżnia się szczególnie na tle poprzedników. Nie można jednak stwierdzić, że nie trzyma dobrego poziomu. Po poprzednich albumach trzydzieści sześć szalonych pięści brzmi równie dobrze, serwując solidną metalcore'ową płytkę. Choć nie wszystkim ona przypadnie do gustu - chociaż instrumentalnie mamy swego rodzaju "dobry standard", nie każdemu może się spodobać barwa wokalu Brocka, ani specyficzne brzmienie. Jest jednak parę naprawdę fajnych wałków, takich jak np. Wars To Walk Away From czy Sea and Smoke, pomijając oczywiście single takie jak Death Eater czy Better to Burn, które budowały hype na "Lanterns". Nie brakuje też zaskoczeń, np. spokojniejsze, choć moim zdaniem zbyt krótkie Where Revenge Ends czy dość klimatyczne Dark Corners, gdzie wokalista próbuje upodobnić się do Mansona tonem i stylem śpiewu. Najbardziej jednak chcę podkreślić fakt, że ten album bardzo przypomina klasyczny, stary, dobry metalcore. Odbiega on od większości tegorocznych wydawnictw, przywracając sentyment do dawnych czasów tego gatunku. I tutaj należy się pochwała dla 36 Crazyfists - trzymają się konsekwentnie swoich korzeni, robią swoje i wychodzi im to dobrze, za to duży plus.
Arkaik - Nemethia gatunek: techniczny death metal; wydawnictwo: Unique Leader Records

Słuchając większości pozycji z ostatnich lat oferowanych przez kapele grające tak zwany techniczny death metal, nieustannie utwierdzam się w przekonaniu, że ten gatunek w XXI w. zaczął cierpieć na wyjątkową nijakość i absurdalną wręcz generyczność. Zdarzają się oczywiście perełki pokroju Spawn of Possession, czy choćby Beyond Creation, ale większość to niestety bezpłciowe i do bólu schematyczne granie. Tak jest również w przypadku nowego wydawnictwa Arkaik - Nemethia. Serio, czy naprawdę ktoś lubuje się w tak pozbawionym jakiejś głębszej myśli, jakiejś zwyczajnej muzykalności graniu? "Nemethia'' to po prostu 42 minuty stosunkowo brutalnej, t e c h n i c z n e j jazdy, która jednak zaczyna nużyć już po pierwszym kontakcie z płytą. Nie wiem czy dzisiejsi gracze tego gatunku wychodzą z założenia, że im bardziej złożony będzie zapis nutowy, tym bardziej wartościowa będzie ich muzyka, czy też może po prostu brak im jakiegokolwiek pomysłu na swój materiał. Album ten, podobnie jak 90 % rzeczy wychodzących aktualnie w tym nurcie ogranicza się jedynie do szybkości, dość złożonych technicznie riffów i do częstego łamania metrum. Tylko, że technika to jeszcze nie wszystko. Nie mówię, że to fatalny album. Jest po prostu w opór przeciętny, wręcz słaby. Muzyka zamykająca się w schematach, gdzie techniczny death metal jest mimo wszystko gatunkiem, w którym, jak myślę, nie powinno grać się tak strasznie szablonowo.
Celeste - Infidèle(s)
gatunek: black metal/sludge metal; wydawnictwo: Denovail Records

Nowe wydawnictwo francuskiego Celeste to zwinne połączenie sludge i black metalu w awangardowej otoczce. Album oferuje nam dużo atmosferycznych i całkiem pomysłowych riffów, dobrą akcję perkusji, oraz brzmieniem buduje specyficzną, mocną atmosferę. Utwór po utworze zagłębiamy się w dziele Francuzów, które tej głębi ma całkiem sporo, utwory są zbudowane w bardzo "warstwowy" i progresywny sposób. Dzięki temu słuchając "Infidèle(s)" mamy wrażenie jakbyśmy wchodzili na kolejne, coraz bardziej awangardowe i przygniatające etapy. W kompozycji możemy zauważyć też sporo inspiracji stylem pisania innych zespołów, niektóre zagrania przywodzą na myśl pochodzącą z tego samego kraju Gojirę, ale w trochę innej, ciemniejszej i zdecydowanie bardziej przygnębiającej odsłonie. Jedyna rzecz, która trochę kuleje w tym wydawnictwie to według mnie praca basu. Jego możliwości po prostu nie są w pełni wykorzystane, a szkoda bo mogłoby to dodać utworom jeszcze bardziej odczuwalnej głębi, i ciężaru riffom. Jeżeli zlepimy wszystko w całość to płyta jest po prostu pomysłowo skomponowanym i atmosferycznym black sludge'em, któremu naprawdę warto poświęcić trochę czasu i choć raz go przesłuchać. Gdybym miał ocenić album w skali 1-10, myślę, że nowe Celeste dostałoby ode mnie 8.5/10
Kublai Khan - Nomad
gatunek: Hardcore, metallic hardcore; wydawnictwo: Rise Records

Moja pierwsza styczność z tym korowym kwartetem wiązała się z zapoznaniem się z lineup'em na tegoroczne Impericon: Never say die! Tour, na którym zabookowany jest właśnie Kublai Khan. Trzecia w ogóle, a pierwsza dla cenionej wytwórni Rise płyta amerykańskiego kwartetu, pochodzącego z Teksasu, a istniejącego blisko 10 lat. Składający się z 10 energetycznych utworów "Nomad" zwiastowały utwory "Antpile" oraz oficjalnie wydany na singlu mroczny, niepokojący "The Hammer", zilustrowany teledyskiem. Album jest wyjątkowo krótki, ale taka jest już stylistyka zespołów ich pokroju. Te kilkadziesiąt minut muzyki to istna rzeźnia i jeden z najlepszych materiałów hardcore'owych z jakimi miałem przyjemność obcować. W całości napakowany ostrymi riffami, ciężkimi breakdownami, ostrą perkusją i bardzo osobliwym wokalem idealnie pasującym do ''osiłka''.
Act of Defiance - Old Scars, New Wounds
gatunek: Thrash Metal, NWoAHM; wytwórnia: Metal Blade Records

Słuchaliście kiedyś Megadeth? Głupie pytanie. Ten album jest nieco pokrewny późniejszym albumom grupy, z których znamy Chrisa Brodericka i Shawna Drovera, grających na tym albumie. Mimo, że MegaDejw pozbył się wyżej wymienionych muzyków, to na tym albumie słyszymy ich pełny potencjał. Mówi się, że Broderick jest nudnym gitarzystą i jedyne co dobrze robi to grę techniczną, jednakże ten album neguje wcześniejsze stereotypy. Chris naprawdę się postarał i wzbogacił ten album o kilka naprawdę wartych zapamiętania solówek, nie mówiąc już o riffach. Album jest bardzo zróżnicowany, chociażby patrząc na utwór ''The Talisman'', który zaczyna się partią na czystym kanale gitary i przechodzi w ciężką zwrotkę w midtempo i dzięki wykorzystaniu 7-strunowych gitar słyszymy bardzo dobrą równowagę pomiędzy ciężarem i prędkością. Warto jest też wspomnieć o wokalnych popisach. Wokalista świetnie operuje czystymi, thrashowymi wokalami z ekstremalnymi wstawkami growli i screamów, przypomina mi bardzo Chucka Billy'eago z Testament
Comments