Radar premier - 22.09.17
- ilemetali
- 22 wrz 2017
- 5 minut(y) czytania

Kolejny piątkowy wysyp premier za nami. Czy wśród nich znalazło się coś ciekawego, co warto natychmiast sprawdzić? Wybraliśmy osiem naszym zdaniem najciekawszych albumów z różnych stron metalowego świata i wydaliśmy opinie na ich temat. Zapraszamy wszystkich do lektury.
Counterparts - You're Not You Anymore
gatunek: melodic hardcore, metalcore; wydawnictwo: Pure Noise Records

Na to wydawnictwo z pewnością czekało wielu fanów korowego grania. I czekanie się opłaciło, bo nowa płytka kanadyjskiej grupy nie zawodzi. Mamy bardzo przyjemne, lekko chaotyczne, ale dalej poukładane i tworzące logiczną całość kompozycje. Ciężkością brzmienia nie odbiega od poprzednich albumów Counterparts, w sumie ciężko doszukiwać się jakichś różnic między tą premierą a np. Tragedy Will Find Us. Robią dalej swoje. Na szczególną uwagę zasługują naszym zdaniem ciekawe breakdowny, takie jak np. w "No Servant of Mine" oraz świetne refreny, takie jak w "Haunt Me". Wady? Praktycznie żadnych, chociaż można się przyczepić do długości wydawnictwa - podczas słuchania przelatuje w dosłownie chwilkę. Nie jest to naszym zdaniem straszna przywara, raczej typowe to dla płyt Kanadyjczyków, ale przez ten czas w pamięć nie zapada. A szkoda, bo tak to mamy naprawdę godny polecenia album.
Circa Survive - The Amulet
gatunek: post-hardcore, prog-rock; wydawnictwo: Hopeless Records

Chwila, chwila. Post-hardcore i progresywny rock? Czy takie połączenie w ogóle jest możliwe? Jak widać, jest. Circa Survive to bardzo specyficzny zespół balansujący na krawędzi tych dwóch gatunków, a jako inspiracje podaje Deftones, Björk i... Nirvanę. Co by nie mówić, jedyni w swoim rodzaju. W dniu dzisiejszym wydali swój nowy album, pt. "The Amulet", jednocześnie wydając pierwszą płytę w znanym i szanowanym Hopeless Records. I dalej kontynuują swoje dzieło, chociaż nieco spokojniej. Podczas, gdy Descendus dawał nam coś mocnego i takie kawałki z powerem jak "Schema", tutaj widzimy Circa Survive od dużo lżejszej strony. Kładą nacisk na progresywne kompozycje, ale widać dużo hardkorowych wpływów, takich jak chociażby pojedyncze, przebijające się przez instrumental screamy. Wychodzi to bardzo ciekawie, jakby słuchać progu z dużo delikatniejszym, bo tak po barwie możemy określić wokal Greena, chociaż jak wspomniane było wcześniej, wydrzeć się potrafi. I w efekcie mamy kawał całkiem dobrego długograjka, który nadaje się na leniwe, luźne wieczory.
Enter Shikari - The Spark
gatunek: alternative rock, electronic rock; wydawnictwo: Ambush Reality

Pora na kolejny album od grupy, która potrafi połączyć elektronikę z dobrym, rockowym graniem. Enter Shikari już niejednokrotnie udowadniało, że przekonanie do siebie fanów hardcore'u, mathcore'u, muzyki elektronicznej, a nawet zwykłych śmiertelników nie jest takim problemem. Ten album również może spełnić to zadanie, bowiem wszystkie eksperymenty i zabiegi dokonane na tej płycie są bardzo przyjemne, a kawałki wpadają w ucho. Szczególnie refreny - po tym, jak "Live Outside" weszło w głowę, można było się spodziewać że więcej Brytyjczycy tego nie powtórzą, a tu proszę, można zanucić praktycznie każdy. Na szczególną uwagę zasługuje jednak kawałek, pt. "Airfield" - bardzo spokojny, można nawet powiedzieć, że depresyjny utwór, który w końcowej części zaskakuje dużo głośniejszym, agresywnym build-upem, by potem znowu powrócić do smutnego, melancholijnego brzmienia. I właśnie ta piosenka sprawia, że można powiedzieć, że pokazali coś nowego. Jest to zatem całkiem świeża, godna polecenia pozycja od Enter Shikari.
Godspeed You! Black Emperor - Luciferian Towers gatunek: post rock; wydawnictwo: Constellation Records

"Lucyferiańskie Wieże'' to już szósty pełnoprawny album w dorobku Kanadyjczyków. Dotychczas doszedłem do wniosku, że każdy przesłuchany przeze mnie ich materiał podchodzi mi dopiero za drugim razem, co być może świadczy o fakcie, iż słuchając ich muzyki należy się skupić i nie pozwolić tym dźwiękom przepływać gdzieś obok. Tak było i tym razem. Kultowe już w niektórych kręgach GY!BE po raz kolejny niewątpliwie pokazuje swoją wartość, aczkolwiek nie jest to materiał, który jakoś szczególnie utkwił mi w pamięci. Jak to w przypadku Kanadyjczyków, mamy do czynienia z ciekawie brzmiącymi, budującymi nastrój instrumentami smyczkowymi oraz repetytywnymi, a jednak nie nużącymi riffami. Kompozycje budowane są tu powoli, napięcie narasta z każdym dźwiękiem. Słuchając ostatniej propozycji GY!BE można odnieść wrażenie podróży po jakiejś opuszczonej amerykańskiej szosie gdzieś pośród pustkowia, gdzie pejzaże maluje tylko muzyka. Ponad dźwiękami unosi się raczej spokojny, momentami wręcz sielankowy nastrój, rzadko kiedy można uświadczyć tu nieco bardziej ''niepokojących'' momentów. Materiał nie ujął mnie co prawda tak, jak ich pierwsze dwa wydawnictwa, jest on nieco mniej spójny, nie ma w nim wielu mocno wyróżniających się fragmentów, mimo to zaliczam "Luciferian Towers'' na plus, całkiem ładna rzecz.
Kauan - Kaiho
Gatunek: folk, post-rock wydawnictwo: kauanmusic

Rosyjski zespół tworzy dość specyficzną muzykę i wydaje mi się że nic dobrze jej nie sprecyzuje. Słuchanie albumu to odczucie bardziej jak przy czytaniu książki czy wiersza. Wszystko jest bardzo delikatne i wysublimowane. Mimo tego że napisałem "post-rock" to nie słyszymy na tym albumie typowych delay'owanych gitar i keyboardów, album ten bardziej skupia się na atmosferyczności w prostszej formie. Utwory są bardzo wolne, oklejone ściana dźwięku różnych instrumentów nie związanych z rockiem i metalem i bardzo klimatycznym wokalem śpiewanym po fińsku, co daje jeszcze więcej unikalności takiej muzyce. Album Kauan to atmosferyczna i piękna podróż przez ludzkie uczucia, które są oddane na tym krążku w 110 procentach.
Nasty - Realigion
Gatunek: Hardcore Punk, Beatdown wydawnictwo: Beatdown Hardwear

Belgijskie Nasty po raz kolejny przekazuje nam dawkę czystej agresji i siły w postaci 13-utworowej, precyzyjnie zbudowanej i ostro brnącej do przodu istnie hardcore'owej płyty. Zwrotka za zwrotką i riff za riffem zostajemy częstowani salwami podwójnej stopy i miażdżących breakdownów, całe "Realigion" wypełnione jest surową atmosferą i czystym testosteronem, naprawdę można poczuć, że pisało je czterech wkurwionych Belgów. Motoryka zbudowana jest na raczej mid-tempo riffach, które jednak czasem lubią trochę przyspieszyć, żeby potem zamienić się w p o t ę ż n y breakdown, wszystko jest doprawione dobrze pracującą, i bardzo przyjemnie brzmiącą perkusją, głębokim basem, oraz przeplatającym się z hardcore'owymi gang shoutami agresywnym wokalem. Album zdecydowanie warty przesłuchania.
Devilish Impressions - The I gatunek: blackened death metal wydawnictwo: Lifeforce Records

Słyszałem gdzieś, że jeśli metalowy zespół pochodzi z Polski, musi grać dobrze. Przez długi czas się to sprawdzało, ale gdy odkryłem Devilish Impressions, zmieniłem zdanie. Panowie z Opola grają dobrze, owszem. Ale niestety, mimo pomysłów i zdolności, ich muzyka męczy, jest nudna i nie słychać w niej oryginalności, wszystko to już słyszeliśmy od Emperora, Behemotha czy Blaze of Perdition. Czy najnowszy "The I" cokolwiek zmienił? Tak, śmiało można stwierdzić, że ta płyta wyróżnia się w dyskografii, o wiele lepiej brzmiąca, naprawdę dobrze wyprodukowana i mająca o wiele więcej serca i duszy w sobie, "The I" może być krokiem ku lepszemu w karierze Devilish Impressions. Mamy tutaj 7 utworów, 51 minut całkiem przyjemnego dla ucha grania. "The Dove And The Serpent", "Blood Imprinted Stigma" i "Ipse Philosophvs, Deamon, Devs Et Omnia" to moim zdaniem najlepsze strzały z albumu. W całości warto zwrócić uwagę na naprawdę mocne i agresywne ścieżki perkusyjne, pięknie krzyczące wokale, po polsku i angielsku, co jest niewątpliwe urozmaiceniem na albumie oraz miło brzdękające gitary. Czwarty już długograj opolskich metalowców to pozycja szczególna w ich dorobku, udany, super brzmiący i fajny w odsłuchu. Mam nadzieję, że po tym dokonaniu zespół nie zmieni kierunku obranego na "The I". Chociaż stać ich na o wiele, wiele więcej. Moja ocena: 6,5/10
Cursed Earth -
EP
gatunek: metallic hardcore, grindcore wydawnictwo: UNFD

Ta EPka to najlepsze co mnie spotkało w tym tygodniu. 14min, 6 utworów, blasty, screamy, tłuste riffy i zawrotne tempo. Na tym mógłbym skończyć ten tekst, ale wtedy nie byłbym redaktorem na tej stronie. Cursed Earth wydało dopełnienie swojego albumu ''Cycles of Grief: vol I'' zaledwie kilka miesięcy po premierze jej poprzednika, co jest bardzo radujące, ponieważ każdy kawałek muzyki od tego zespołu jest czymś wspaniałym. Przez pierwsze 5 utworów słyszymy srogie łojenie i wszystkie elementy wymienione w 2 zdaniu. Zespół połączył punkową prędkość z metalową techniką i ciężarem co w efekcie podarowało nam świetny kwadrans brutalnej muzyki. 6. utwór jest nieco bardziej progresywny, wolniejszy i słyszymy na nim trochę czystych wokali, co trochę odbiega od stylu zespołu, ale nie uważam to za coś złego, wszystkie lżejsze partie zespołowi wyszły na dobre. Niech to jednak was to nie zwiedzie, druga połowa utworu wraca do pierwotnego stanu. Idealny album do słuchania w najkrótszych czasowo wolnych chwilach.
Comments