top of page

Bring me The Horizon - That's The Spirit - Recenzja

  • Patryk Sokołowski
  • 7 wrz 2017
  • 3 minut(y) czytania

Członkowie zespołu BMTH

 

Ahhh, to piękne uczucie kiedy zespół, którego słuchasz dłuższy czas, zaczyna się zmieniać i odkrywa nowe terytoria swojego brzmienia. W sumie to nie, większość osób woli, żeby ich zespoły stały w miejscu i trzymały się kanonu brzmienia, które wypracowały przez lata, ja natomiast staram się patrzeć mniej krytycznie i chłonąć nowość całym sobą. Nie wiem co tu robię i mam świadomość, że ten zespół to temat tabu w metalowym świecie ale to w końcu Niemetal, czyli posty na blogu o zespołach, albumach, które podchodzą pod wiadome gatunki, ale słuchamy ich z równym zapałem, mimo że trochę kucujemy.

 

Kojarzy ktoś tych (chyba) panów? To ci sami co u góry tylko 10 lat wcześniej. Ponad dekadę temu Bring Me the Horizon po serii płyt EP wydało swój debiutancki długograjek pt. ''Count your Blessings'', który do dziś jest zmorą wszystkich 13-letnich fanek tego zespołu. Powód jest prosty, ten album prezentuje sobą niskostrojony, brutalny, surowy i nagrywyany w nieeeco słabej jakości D e a t h c o r e (zapamiętajcie tą nazwę, zobaczycie ją na tej stronie wiele razy). Debiut BMTH ma wszystko czego potrzebuje defkorowa płyta: pełną skalę ekstremalnych wokali, podwójną stopę, sweep picking, grooviaste riffy i breakdowny. Ten album ukształtował gatunek i zaczął powoli go popularyzować, za co jesteśmy wdzięczni temu zespołowi. Co do dalszej części historii jest już mniej ciekawie. Zespół z każdym kolejnym albumem zaczął ''słabnieć'', ale bynajmniej nie chodzi o formę, tylko o faktyczną ciężkość. Ich drugi album już zaliczany jest bardziej pod metalcore niż deathcore, 3. to również metalcore, 4. najbardziej popularny ''Sempiternal'' wprowadził czytsze wokale i ambientowe wstawki, ale nie stracił jeszcze corowego pazura, breakdowny są na miejscu, hardcorowe wpływy również, a nawet bardziej niz na poprzednich albumach. Rok 2015, tu się zaczyna dziać ciekawiej...

 

Tak wygląda okładka ''That's the Spirit'', najnowszego albumu formacji Bring Me The Horizon. Powiem wprost... Ciężko podpisać to całościowo pod metal. Słyszymy tu elementy popu, pop rocka, szczątki metalcoru, hard rocka, ambientu/post-rocka. Jeden z niewielu przypadków, w którym muszę przyznać, że brak metalu na ''metalowym'' albumie to dobra rzecz. Ten album jest po prostu Ś W I E T N Y. Mimo utraty brzmienia z pierwszych 3 płyt (na 4. już było czuć piątą), zespół nie stracił w moich oczach ani trochę, wręcz przeciwnie. Pod kilkoma względami ten album jest wg mnie ich najlepszym dokonaniem. Niestety pod kilkoma również jest najgorszym, ale po to tu jestem, żeby o wszystkim opowiedzieć.

Co ten album robi dobrze:

- songwriting - partie utworów są morderczo zapamiętywalne i po kilku odsłuchasz znasz na pamięć całe 40minut muzyki z tekstami włącznie) - oddawanie uczuć - nie trzeba za dużo tu mówić, Oli dał z siebie wszystko i na stercie utworów np. True Friends czy Doomed w jego głosie czy tekście

słychać realne przeżycia i prawdziwe historie, których świetnie się słucha - sfera wokalna - trzeba przyznać, że Olivier podciągnął swój poziom czystych wokali do perfekcji. Ani. Jednego. Załamania. Ton jak i barwa też brzmią dużo lepiej niż na reszcie albumów. Wokalista nie powstydził się też kilki screamów, które mimo, że odstają od tych starszych to do tego typu muzyki pasują idealnie i nadają dużo świetnego kontrastu

- aranżacja utworów - mimo faktu że całość nie jest zbyt skomplikowana technicznie to dobór partii i instrumentarium do tego dzieła, jest godne podziwu. Jest tu po prostu więcej zróżnicowania, bo mamy zarówno metalowe solówki i screamy (happy song) jak i popowe beaty (follow you)

- rockowa część brzmienia - czuć na tym albumie dużo po prostu ''rocka'', czyli granie na powerchordach i zapamiętywalne partie i chociaż mimo małej spójności gatunkowej, spora część utworów potrafi nieźle kopnąć w refrenie (ale tak po rockowemu) - duża uniwersalność - ten album mógłby lecieć w ESCE, ale równie dobrze mógłbym do niektórych kawałków moshować z kumplami Co ten album robi źle: - w sumie to niewiele - n i e k t ó r e partie są troche cringy i może gdybym miał 13lat miałbym inne odczucia. Album generalnie jest dość cukierkowy i nie każdemu bym go polecił, a fanom BMTH już w ogóle. A L E - metalowa strona brzmienia - nie ma jej prawie w ogóle, a jeśli jest to w postaci screamów, albo słabych solówek, ew. semi-metalowego riffu, który mógłby być metalowy, gdyby inżynier dźwięku pierdolnął się w łeb na amen. Podsumowując, ten album to coś nowego, świeżego dla BMTH, ale jest spora szansa, że jeśli jesteś trv kvcvm to tego nie polubisz. Jeśli jednak słuchasz zespoły pokroju Linkin Park to ten album jest dla Ciebie.

 

Moja ocena: 8,5/10

Comments


Ważne:

Created By Patryk Sokołowski

bottom of page